Drodzy Przyjaciele i Rodzinko...
Postanowiliśmy stworzyć swojego "bloga", aby podzielić się z Wami tym co przeżyliśmy i zobaczyliśmy. Chcemy być blisko Was pomimo dzielących nas odległości. Większość zdjęć jest zrobiona przez nas. Niektóre pożyczyliśmy. Za co dziękujemy bardzo ich autorom:).
Komentarze mile widziane. Blog działa od stycznia 2006.
A&M

29.09.2007

Zielony wodospad

Przyznam się, że nawet nie wiedziałem, że taki piękny wodospad jest w naszej okolicy.
Mimo tego że jesień zbliża się do nas wielkimi krokami odnaleźliśmy miejsce w którym czas się zatrzymał na wiośnie. Tak tak, jest tam przepiękna wiosenna zieleń, która na dodatek rozbudzona dzisiejszym bardzo mocnym słońcem, mimo chłodu wprowadziła nas w wiosenny nastrój.







Milka...;)

22.09.2007

zrobiłem sobie kuku

Tylko troszke boli ale jest dobrze...
ja tu nic nie widze :-)

a podobno nazywa się "entorse du LLE du genou droit", hehe "elemele";), czyli skręcenie więzadła pobocznego zewnętrznego



Posiedze troszke w domku bo spadłem na kolanko.

5.09.2007

Wspinaczka na Beaufortain - Roc du Vent

Nie tak dawno bo zaledwie 3 niedziele temu albo nawet 4, wybraliśmy się na wspinaczkę. Wraz z Grześkiem i Olivierem (który wspinając się walczy z lękiem wysokości... to jest dopiero wyczyn ) pojechaliśmy na skałe wiatru, Roc du Vent, która może nie jest strasznie trudna ale samo podejście do pionowej ściany zajmuje troche czasu i odbiera nieco sił.
Via Ferrata FR




Ścianka prawie pionowa...
Tu Grzesiek idzie pierwszy.



Dookoła na naszej wysokości latali paralotniarze,
w końcu to skała wiatru.



koniec pierwszego etapu i piękny widok na jezioro i tamę Roseland.



Olivier troszke z tyłu ale nie można mu odmówić zawziętości.



I jeszcze raz ja.



I teraz wszyscy razem.



A teraz czas na drugi etap: tzn. zejście ze skały, wejście na sąsiednią i...



...przejście po moście linowym kilkadziesiąt metrów nad ziemią na drugą sąsiednią skałe. Ta mała kropka prawie na środku to ludzik.
A za nim drugie jezioro Lac de la Gittaz.



Grzesiek przed wejściem na mościk...



... i już na mościku.



Ja też.



Jeszcze raz wspaniały widok na jezioro i możemy spadć do domku. Warto było sie pocić żeby to zobaczyć.

1.09.2007

Południe FRANCJI, czyli podróż po jeden uśmiech:)

Wakacje już się skończyły, ale zostały piękne wspomnienia... Dobrze,że można było je zarejestrować nie tylko w głowie, ale także na matrycy cyfrowej:) inaczej mogłyby ulecieć, a tego bym nie zniosła:).

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie siostra z pomysłem, że może by tak wyskoczyć razem nad jakąś dużą wodę i tak zaistniał pomysł wyprawy na południe Francji. Poznać zapachy, smaki i kolory południa, wykąpać się w Morzu Sródziemnym, odwiedzić urokliwe miejsca Langwedocji, zachwycić się fragmentami Prowansji i w końcu to co dotyka naszej dawnej wspólnej pasji - pobłąkać się tymi samymi uliczkami, którymi chodzili kilka wieków wstecz nasi ukochani imprsjoniści...

to powinno być "zdjęcie z dzieciństwa:)))", tak przynajmniej mi się kojarzy, takie beztroskie i dzicinnie kiczowate, ale ukochałam je:)


Poniżej nasze zdjęcia z wyprawy (koniec sierpnia)na słoneczne Południe Francji, czyli nasza "podróż po jeden uśmiech:)". Pojechałyśmy tam samochedem (to jakieś 420 km od Bourg St. Maurice), bo tak najtaniej i najszybciej:), spałyśmy w namiocie na kampingach, ale tu luksusy nie były ważne:), ale to że miałyśmy te kilka dni tylko siebie:))).

Przystanek PALAVAS des Flottes
nieduża wioska nad otwartym Morzem Śródziemnym, żadne tam zatoczki i mierzeje. Od naszego namiotu do samej wody było jakieś całe 20 m:). Wyśmienicie!!! Jak my dawno nie kąpałyśmy się w morzu...wspaniałe uczucie, gorący piasek, muszelki:), sól wszędzie, mniam...
Wieczorkiem wybrałyśmy się na długi spacer deptakiem wzdłuż plaży, który prowadził do centrum Palavas. Muszę powiedzieć,że klimat kawiarenek nadmorskich, robił bardzo pozytywne wrażenie, ale najzabawniejszą rzeczą był TRANSCANAL - czyli coś na kształt wyciągu tyle, że przeprawiło nas przez rzeczkę, tzn. kanał:). Potrzeba matką wynalazków, bezspornie!!!




MONTPELLIER

Zaczynamy od zaparkowania przy XVIII-wiecznym akwedukcie "Aqueduc de St-Clement", skąd wspinamy się na górę, żeby odnależć Stare Miasto w M. Przed naszymi oczami wyłania się Chateau d'Eau, czyli sześciokątna wieża ciśnień, a za nią wysadzana drzewami esplanada. Z daleka już widać, że obrałyśmy dobrą trasę:). Łuk triumfalny, czyli Porte du Peyrou to znak, że wkaraczamy do tej zabytkowej części M. Zaraz po uroczystym przkroczeniu:) łuku trafiamy na strarożytną w wyglądzie budowlę, czyli sąd (Palais de Justis), parę fotek tu i tam i w drogę. Kierunek-wieża, wygląda jak kościelna, ale okazuje się, że już nie. Kościół św. Anny stał się miejscem dla przeróżnych ekspozyji.

Przepięknymi uliczkami M. docieramy do kolejnej, tyle, że większej eslapanady Charles'a de Gaulle'a, gdzie zatrzymujemy się na pyszną kawkę i lody:))). Stąd już tylko kilka metrów do Muzeum Fabre'a, gdzie czeka nas niespodzianka: wystawa impresjonistów!!! Czad!!! Muzeum zajęło nam sporo czasu, ale opłacało się:). Czas płynie tak szybko, idziemy dalej. Robimy zwrot na Place de la Comédie - tętniące serce M., żeby wczuć się w ten rytm. Zrobiło się już późno i zmęczenie daje o sobie znać, więc krokiem turystycznym wracamy do samochodu. Po drodze nie omieszkamy przejść obok Katedry św. Piotra z ogromną kruchtą, Wydziału Medycyny oraz Jardin des Plantes - najsarszego ogrodu botanicznego we Fr. Zmierzch wygania nas z tego pięknego miejsca...trzeba poszukać noclegu blisko Nimes, co jak się okazało, nie było łatwe;).


NIMES
Przywitało nas pochmurnie:(. Troszkę rozwleczone miasteczko, jak na nasz gust, ale przyciąga turystów kilkoma atrakcjami. Można tu odnaleźć sporo budowli z czasów cesarza Augusta, w dość dobrym stanie (nie tylko w postaci gruzowisk:). Zaczęłyśmy nietypowo;) od kościoła St Baudille i straszenia gołębi:). Jak zorintowałyśmy się w mapie, wyruszyłyśmy w stronę Maison Carree (20 p.n.e.- 12 p.n.e.) jednej z najlepiej zachowanych świątyń rzymskich, gdzie obejrzałyśmy film w 3D:) (w tych czaderskich okularach) o historii Nimes i okolic, walkach gladiatorów i byków.
Wycieczka do "Ogrodu Fontann":miejsce trochę zaniedbane, gdzieniegdzie ciekawa południowa roślinność, ale te fontanny, proszę państwa, w ilości jednej dużej i 2 dogorywających, to smutny widok. Dalej to już schody, i schody i jeszcze raz schody i nareszcie Wieża Magne!,a z góry super widok: panorama miasta i okolic. Schodząc, postanowiłyśmy obejrzeć ruiny świątyni Diany. Na szczycie wieży zlokalizowałyśmy też następny punkt wycieczki - Les Arènes. Areny to najlepiej zachowany amfiteatr rzymski we Francji i do dziś (z pomocą rusztowań) służy jako miejsce imprez sportowych i kulturalnych. Bieganie po tych kamiennych schodach i korytarzach sprawiło nam niezłą frajdę, ale czas pędził nieubłaganie, a tu jeszcze tyle innych pomysłów...

Jako ciekawostkę mogę podać, że bardzo znany materiał o nazwie "jeans" lub po polsku "dżins;)" pochodzi właśnie z NIMES. W XVIII w. rozpoczęto produkcję tej wytrzymałej tkaniny o dźwięcznej nazwie "serge", na potrzeby robotników i rybaków. Gdy w USA Levi Strauss, w okresie gorączki złota w Kalifornii w 1849 r. rozpoczął produkcję spodni, szybko zdał sobie sprawę, że robotnicy potrzebują czegoś bardziej wytrzymałego niż półtno namiotowe i zdecydował się na import z Francji właśnie "serge de Nimes" (fonet. serż de nim), który szybko przybrał skróconą nazwę "DENIM".


PONT DU GARD,
czyli wycieczka spontaniczna:). Pomysł zrodził się w drodze:). Pont du Gard to bardzo dobrze zachowany akwedukt z czasów rzymskich (wpisany na listę UNESCO). Oj ta budowla robi wrażenie. Można przeprawić się na drugą stronę rzeki przez most, który znajduje się na niższym poziomie kondygnacji akweduktu. Jak ktoś dysponuje troszkę większym zapasem czasu niż my, to może przepłynąć się kajakiem po rzece Gard lub po prostu wykąpać się w niej.


AVIGNON
polecamy wszystkim:))). Niezwykle urokliwe miasteczko.
A. słynie głównie z "le Pont Saint-Bénézet" = "le Pont d'Avignon" lub po prostu Most Awinioński, który właściwie już mostem nie jest, a jedynie symbolem, muzeum, legendą ... Awinion nocą karmi naszą wyobraźnię. Uliczki jakby takie tajemnicze, troszkę opustoszałe, ale za to tętniąca życiem, nawet nocą, starówka w Awinion. Misz-masz architektoniczny z dawną siedzibą papieży (Palais des Papes) w samym sercu miasta. Pozostał w nim tylko chyba duch czasu (wszystkie dobra zniszczone, wywiezione ), a my nie podjmujemy się żeby go szukać;), ale sam monument jest okazały i robi wrażenie tak nocą jak i za dnia. Właśnie to już dzień:). Zwiedzamy park Rocher de Doms, skąd roztaczją się wspaniałe widoki na Rodan (Le Rhone), Most Awinioński, Villeneuve (Nowe Miasto) i wzniesienia Alpilles.
Tak kończy się nasz wspaniała przygoda...i nasza podróż "po jeden uśmiech".

Niektórym Polakom Awinion kojarzy się z wierszem K.K. Baczyńskiego "Na moście w Awinion", zaśpiewnanym przez Ewę Demarczyk:

"(...)Tańczą panowie niewidzialni
"na moście w Awinion".
Zielone, staroświeckie granie
jak anemiczne pączki ciszy.
Odetchnij drzewem, to usłyszysz
jak promień - naprężony ton,
jak na najcieńszej wiatru gamie
tańczą liściaste suknie panien
"na moście w Awinion"(...)".

Francuzom pewnie z piosenką śpiewaną przez dzieci "Sur le pont d'Avignon,L'on y danse, l'on y danse..." (Na moście awiniońskim, tańczymy tu, tańczymy),
a jeszcze innym...



"Miasto nad Rodanem kojarzy się z jeszcze jednym symbolem kulturowym, które z awiniońską rzeczywistością nie ma nic wspólnego. To słynny obraz Picassa "Les demoiselles d’Avignon", namalowany w Paryżu w 1907 roku, uważany za pierwsze dzieło kubizmu – albo ostatnie fowizmu.... Ale wstępne szkice obrazu powstały prawdopodobnie w 1901 roku, i to daleko zarówno od Paryża, jak i Awinionu: w burdelu, odwiedzanym często wówczas przez 20-letniego Pabla Ruiza w Barcelonie, przy Carrer d’Avinyò, czyli ulicy Avignon... Dzieło znajduje się obecnie w nowojorskim Metropolitan Museum of Art" /żródło: M.Pinkwart "Awinion"/