Drodzy Przyjaciele i Rodzinko...
Postanowiliśmy stworzyć swojego "bloga", aby podzielić się z Wami tym co przeżyliśmy i zobaczyliśmy. Chcemy być blisko Was pomimo dzielących nas odległości. Większość zdjęć jest zrobiona przez nas. Niektóre pożyczyliśmy. Za co dziękujemy bardzo ich autorom:).
Komentarze mile widziane. Blog działa od stycznia 2006.
A&M

15.10.2007

Via Ferrata - Les Bettières

W ostatni dzień pobytu Radka (Anki), postanowiliśmy pojechać na wspinaczkę.
Tym razem Via Ferrata w Peisey - Nancroix. W rolach głównych: Aneczka, Ala i Mariusz:))).
Patrząc na tablicę zapowiada się ciekawie... 3 etapy do przejścia, różnica poziomów 300 m, długość trasy - 600 m. Damy radę??? Sami oceńcie:)


Zwarci i gotowi i nawet uśmiechnięte buzie, bo jeszcze nie wiedzą co ich czeka ;)


Redi, stedi-> GOŁ!


Pierwszy etap już za nami, jeeeeee!


No i zaczęły się schody, a właściwie pionowa ściana..., gdzie były nawet chwile słabości, tam gdzie ściana odchylała się od pionu, ale w naszą stronę. Był taki moment, że zwątpiłam w siebie i swoje siły, ale chyba Ktoś czuwał nade mną:)


i wyżej i wyżej i wyżej


"...o!, krowa, koń, droga na Ostrołękę..."


Chwila odpoczynku. Podziwiamy krajobrazy z wysokości:)


i już na mostku linowym, Ania idzie przodem i chyba jej się to podoba:)


i ja i nawet się odwóciłam:), ale jeśli kogoś interesuje co było na dole... to niestety musi się domyślać albo tam pojechać:), ja nie spojrzałam w dół:)


a teraz zejście z mostku, wcale nie takie oczywiste:)


a tu Zagulaki:)))


i wiszący Mariusz, ma wyobraźnię, co?

No i drugi etap za nami:). Z trzeciego nie mamy fotek, bo był krótki b. stromy, więc wybaczcie.

Dotarliśmy do końca liny. BRAWO! Jesteśmy świetni:)


Jescze tylko parę fotek żeby się pochwalić widoczkami i innymi umiejętnościami;)


i trzeba schodzić, bo dzień dobiega końca:)


Ostatni widok na lodowiec... i wracamy do domku.


Było fenomenalnie:), polecamy każedemu. Nie da się tego zapomnieć, szczególnie jeśli było to pierwszy raz (dla Ali i Ani).
Na myśl o tym dniu uśmiecham się i wspominam moje chwile zawahania i myślę sobie, że warto było trochę powalczyć ze sobą w środku, a potem docenić to co się zrobiło:).Ala

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Nie no co post to ładniejsze fotki :) Normalnie chyba sie przeprowadze z szarego UK do Francji :)